sobota, 30 lipca 2011
sentymentalnie w sobotę. rutynowy gołąbek, bynajmniej nie nudny! to zarazem mała lekcja italiano, choć moja ulubiona ...pedia twierdzi, że gołąb po włosku to "dachovo nasratci", co nie jest prawdą! (...pedia kłamie?). tak czy siak, nie mam dziś głowy do rozpisywania się, zatem pozdrowią i miłego łikędu :)
wtorek, 26 lipca 2011
jeśli to nie jest wystarczająco wymowne, spieszę z wyjaśnieniem. bardzo cieszę się i doceniam, że świeci słońce, bardzo fajnie jest nosić długie spodnie i lekko zmarznąć na wieczornym spacerze z psem. tyle że wiosną. o ile dobrze wiem, w lipcu nie ma już wiosny, tylko panuje pełnia lata zatem niech ten uroczy miś polarny będzie moim małym manifestem średniego zadowolenia z obecnie panującej temperatury. liczę na to, że już jutro cała nasza ojczyzna zacznie przyzwoicie przypominać patelnię, a ja ochoczo wystąpię w roli podskakującego na niej smażonego czegoś (pasuje tu skwarek, ale ja bojkotuję mięso, zatem nie wypada). wprawni obserwatorzy zauważą zapewne, iż kreska jakaś toporna, że to zdaje się wczesna praca dzydzy, ale nie! to tylko uroki starej i jarej wersji mojego magicznego programu, w którym powstaje zwierzyniec :) gromkie dobranoc, śpijcie słodko, a jutro się smażymy!
czwartek, 21 lipca 2011
egzotyczne encore, bo nigdy dość egzotyki! sympatyczny hipopotam. jest drugim lub trzecim pod względem wielkości zwierzęciem na świecie. straszny z niego tłuścioch i pozornie fajtłapa, ale nie dajmy się zwieść! toż to sama zwinność, wystarczy spojrzeć jak pięknie pływa lub bieży. mają u mnie wielkiego plusa, bo mimo wspaniałych zdolności pływackich, zazwyczaj wybierają taplanie się przy brzegu, spędzają tak większość dnia, a wieczorem, gdy temperatura nieco opadnie, wspinają się na brzeg w celu konsumpcji trawy. to mi się podoba!
środa, 13 lipca 2011
przechadzając się dziś wokół stawu, zaobserwowałam ot taką prostą wakacyjną historię. otóż mały kundelek został wsadzony do wody przez swojego właściciela, zapewne dla ochłody. minę miał nietęgą i kiedy jeszcze był w powietrzu nerwowo przebierał łapkami i gapił się przestraszony na zbliżające się wodne odmęty. kiedy jednak poczuł pod swymi odnóżkami pewne dno, a na brzuszku orzeźwiający chłód, od razu poczuł się lepiej. już za chwilę, niczym lew dał susa na głębokości i dyndając w powietrzu ogonkiem jął ścigać kaczki, które początkowo kpiły sobie z niego i nie ruszały z miejsca, tylko po to, by za kilka sekund rozpocząć paniczną ewakuację. właściciel, zaniepokojony losem kaczek, albo też (bardziej prawdopodobnie) możliwością otrzymania mandatu, a może linczem ze strony babć dokarmiających codziennie te wodne ptaszyska, postanowił położyć kres poczynaniom kundelka i stanowczo go przywołał. to oczywiste, że dzielnemu kundelkowi było to kompletnie nie w smak i z miną jakby myślał "O jeny...!" zawrócił i dumnie wyskoczył na brzeg. miłego popołudnią!
czwartek, 7 lipca 2011
prawdziwy leśny Wi Aj Pi, dostojny nawet gdy przeżuwa, nie wspominając o innych czynnościach. nie mam pojęcia skąd pejoratywne "ty łosiu!" wzię - łosię, ale jestem pewna, że to jakaś pomyłka, których w naszym współczesnym ojczystym języku co niemiara. na łikęd wybieram się w miejsce, gdzie bory i knieje i liczę na to, że spotkam pana łosia lub panią łosia. życzę Wam przeto rozkosznych dni, ma się rozumieć bez deszczu!
poniedziałek, 4 lipca 2011
kolejny słotny dzień staram się przetrwać ignorując deszczowe chmury i burą aurę. siorbiąc przedoskonałą kawkę czytam trochę gazetę, trochę książkę, pobuszowałam z pieskiem nad stawem oraz na targu wybierając warzywa na mega zuppę, którą dziś zamierzam popełnić. przez cały czas mam w uszach piosenki zespołu, którego nazwę lubię sobie tłumaczyć na Żwawe Lisy :) w ramach podziękowań za te genialne dźwięki w zwierzyńcu dzisiaj powabna i zalotna lisica. uściski!
sobota, 2 lipca 2011
dzisiaj znowu egzotycznie, coby przywołać może trochę cieplejszą pogodę. gnu to bardzo przefajne zwierzę, je zielone, lubi przebywać w dużym stadzie i potrafi być wcale przebiegłe. pięknie pląsa po sawannie i zawsze bardzo mi przykro, kiedy krokodyl lub lew dorwie gnu na obiad. to akurat gnu wyszło gnuśne na pamiątkę mojego dzisiejszego popołudniowego przebudzenia. ku przestrodze! nie wolno tracić dnia! afrykański zachód słońca jako bonus. zacnego łikędu!
Subskrybuj:
Posty (Atom)